Stary sługa




STARY SŁUGA
powieść
J. I. Kraszewskiego.
Tom II.

DOMEK POETY.
VI.
Nie wiem czy jest kto biedniejszy nad dzierżawcę, jeśli, to się jednak nie często przytrafia, ma on uczucia i zaprząta się cokolwiek tem co go otacza; gdyż pospolicie dzierżawca
ze stanu swego ani patrzeć, ani czuć nie powinien, tylko rachować.
Wzorowy dzierżawca robi grosz, a o resztę nie stoi; ale i między niemi są ludzie obdarzeni smakiem i uczuciem (choć rzadko), są co żyjąc z pracy, chleb swój powszedni gorzki i
ości pełen, smarują odrobiną poezyi.
Takim właśnie anormalnym dzierżawcą był Bolesław Wilczek, któremu tez Pan Bóg nadarzył i kątek wcale dla niego stosowny.
Nie wiem czy sam sobie budując, byłby pożądał milszego domku, i spokojniejszego a wdzięczniejszego ustronia.
Nie wyobrażajcie sobie, kochani czytelnicy, z urywków które mogliście postrzedz po nad drogą pocztową, że całe Polesie składa się z tego piasku, sosninki, kałuż błotnistych,
i trząskich grobel, które was tak znudzić musiały, iak i mnie znudziły nieraz; wyjąwszy ramy siwych lasów wszędzie jednakie, Polesie jest pełnem rozmaitości i bardzo niekiedy
wdzięcznym kątkiem.
Prawda ze bywa tez i szkaradnie brzydkie.
Ma ono swe wielkie rzeki: Styr, Nucz, Horyń, Prypeć, które je ożywiają pięknemi często brzegami; ma wzgórza, a bujna i wiekuista zieloność drzew jego, zdobi nawet najmniej
ponętne położenia. Któż nie kocha lasów? ktoby drzew nie lubił? a czegóż one nie ubiorą i nie uwdzięczą? Wieś którą trzymał dzierżawą Bolesław Wilczek zwała się Kluki; leżała właśnie nad brzegiem Styru, wśród przetrzebionych już ale pięknych jeszcze borów sosnowych i
dębowych lasów.
Sama osada ciągnęła się nieco opodal od rzeki na wzgórzu, oddzielona od koryta Styrowego zieloną rozległą łąką; o kilka staj od niej był dwór, na podniosłości zbudowany nad
samą wodą, otoczony jeszcze lasem, któren nie wiem jaki traf szczęśliwy, czy upodobanie oszczędziło.
Wysokie sosny, z wieńcami zielonemi na skroniach, podszyte gęstą leszczyną, kilka przestarych ogromnych dębów, i dołem olchy, opasywały z jednej strony zabudowania dworskie,
odkryte z drugiego boku od wioski, która przeglądała przez krzewy ze swą szarą cerkiewką i domostwami, w rząd wysadzonemi, na piasczystem wybrzeżu.
Domek mieszkalny był nie wielki ale czysty i porządny; znać koło niego staranie i zamiłowanie ładu; spojrzawszy nań, czytałeś spokój i swobodę jaka tu panować musiała.
Wielka brama słomą kryta, owa brama starodawna z furtką podniesioną, do której wchodziło się po wschodkach, z daszkiem na wierzchu, szeroko roztwierająca się, wiodła na
dziedzińczyk czysty i zamknięty z jednej strony domkiem, który miał ganeczek na dwóch słupkach rzeźbionych wsparty, i po dwa okna z każdego boku; z drugiej stajenką osadzoną
bzami, z trzeciej kuchnią i płotem Wirginią okrytym.
W podwórku tem, niewykwintnem i niezarażonem niewczesną angielsczyzną, stado białych gołębi, mieszkających na strychach sąsiednich budowli, zabawiało się poufale.
Pod samemi oknami był malutki dawnym trybem oparkaniony brzeziną ogródeczek, z którego niecierpliwe krzewiny wysadzały zielone i różowe główki, wyglądając jedne w dziedziniec,
drugie wpatrując się w okna. Tuż po za kuchnią i domem był ów lasek, o którym wspomnieliśmy, a o kilka kroków, nagle brzeg wysoki ucięty, dozwalał widzieć rzekę szeroko i wspaniale płynącą, na której
przeciwnej stronie szumiała daleko rozlegająca się puszcza.
Trochę opodal między sosnami wznosiły się zabudowania gospodarskie, stodoły, obory, chlewy i owczarnie, w dwa prostokąty wielkie ustawione.
Między niemi a dworem, był domek dla ekonoma.
Wielka cisza panowała tu, przerywana tylko mruczeniem rzeki, na której w dole niedaleko stał pływak nieustannie huczący swemi niezmordowanemi kołami, i szumem sąsiedniego lasu.
W chwili gdy do Kluków przychodziemy, właśnie Bolesław konno powraca z gospodarskiego przeglądu i oddawszy konia pod stajnią, spieszy do matki.
Wejdźmy i my za nim do cichej jego ustroni. Oto otworzył pierwszy pokoik, ubogo przybrany ale miły i czyściuchny.
Jest to prosta izdebka folwarczna, którą smak mieszkańców i wytworne staranie przerobiły na cóś, niezmiernie szczerą prostotą, wdzięcznego.
Podłoga zmyta jakby dzisiaj jeszcze, pułap z belkami, piec biały i komin szeroki, — bo w Polesiu ile izb tyle kominów, — w głębi sofa opasana poręczą poduszkową do koła,
szarem płótnem tylko z czerwoną życzką przykryta, kilka krzeseł i fotel podobny do sofy, stół wielki politurowany na ciemny mahoń, drugi pod oknem mniejszy: — nic więcej tu nie
było. Żadnej ozdoby, żadnego wyszukania i pretensyi.
Zapomniałem tylko o kilku wazonach z kwiatami na oknie, i o dużym puharze z bukietem leśnym, złożonym z konwalii, irysów, żonkilów, i paproci, na stole.
Łatwo to opisać, ale trudno wyobrazić holenderską czystość i białość, jaka _ten _pokój zdobiła, czyniąc go nad wszelki wyraz miłym i powabnym.
Obok był drugi nieco mniejszy, podobny do pierwszego, o jednem oknie, z sofą, stolikiem i szafeczką, w której widać było trochę książek..
Z niego były drzwi do sypialni matki Bolesława.


1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 Nastepna>>